wtorek, 12 marca 2013

Losy - rozdział II

Reakcja Scorpiusa nie zdziwiła go, spodziewał się sprzeciwu. Liczył co prawda na to, że będzie on mniej gwałtowny, jednakże nie była to żadna niespodzianka. W pierwszym odruchu miał ochotę warknąć i oznajmić, że nie interesują go żadne młodzieńcze przedstawienia. Powstrzymał się jednak i upił parę łyków whisky, spojrzeniem nakazując synowi spokój. Cisza pomiędzy nimi przedłużała się, tykanie zegara odmierzało czas, który obydwaj mężczyźni wykorzystywali na próbę zebrania w sobie wszelkich pokładów cierpliwości. Młodszy Malfoy dodatkowo zastanawiał się nad argumentami, które mogłyby mu pomóc zmusić ojca do zmiany decyzji. Dopiero kiedy Draco sięgnął po kryształową karafkę by dolać sobie alkoholu Scorpius zdecydował się odezwać, trafnie odczytując ten gest jako przyzwolenie na kontynuację. 
- Nie podoba mi się ten pomysł tato. - starał się by jego głos brzmiał spokojnie i rzeczowo, w tym domu krzyki były wyjątkowo niemile widziane.
- Zdążyłem to zauważyć, ale nie rozumiem dlaczego. Nie sądzę byś mógł mieć podstawy do obaw o moje nadopiekuńcze skłonności. Doskonale wiesz, że nie zamierzam latać za tobą z chusteczką do nosa i czystymi skarpetkami - uśmiechnął się wrednie widząc przerażenie w oczach syna.
- Miewasz różne dziwne pomysły tato, jak te samochody i ten nowy motolocyk...
- Motocykl. - poprawił go machinalnie. 
- Obojętne. Chcę powiedzieć, że to nawet jak na ciebie jest dziwna zachcianka. Zanudzisz się tam na śmierć, poza tym masz już przecież pracę, a w Hogwarcie nie zarobisz nawet procenta tego co zarabiasz teraz. Poza tym co zrobisz z kancelarią? Chyba nie chcesz jej sprzedać? Obiecałeś mi, że kiedyś ją dostanę! - chłopak zamknął gwałtownie usta, obawiając się że się zagalopował. 
- Nie zamierzam jej sprzedawać, doskonale pamiętam co ci obiecałem i zamierzam słowa dotrzymać.
- I oddać mi zrujnowany, nic niewarty budynek. - burknął. 
- Poradzą sobie beze mnie, zatrudniam najlepszych prawników, którzy nie potrzebują ciągłej kontroli.
- Wiem, ale są tacy świetni dzięki temu, że nie są uczciwi. Okradną cię, a ja zostanę z niczym.
Mężczyzna roześmiał się szczerze widząc oburzenie i popłoch malujące się na twarzy nastolatka.
- Mówisz tak jakbyś miał do czynienia z jakąś życiową ofermą. Zapewniam cię, że znalazłem osobę wystarczająco uczciwą by móc ze świętym spokojem powierzyć jej swoje obowiązki.
- Więc pewnie nie jest prawnikiem. Ktoś kto nie ukończył prawa nie będzie się nadawał tato!
- Posiada wybitne kompetencje, możesz mi wierzyć.
- Ale...
- Wystarczy. Znam się na swojej pracy.
Scorpius napił się herbaty, zrozumiał, że nie wygra z ojcem na argumenty, groźba nie wchodziła w grę, zostało mu tylko jedno - Proszę... mógłbyś chociaż poczekać ten jeden rok.
- Twoja błagająca i niewinna mina na mnie nie działa, powinieneś to zrozumieć już dawno.
- Tak...tak... ale dlaczego nie możesz poczekać z tą zachcianką aż skończę Hogwart?
Spojrzał uważnie na syna - Wstydzisz się mnie?
- Co?!
- Szczerze, Scorpius - nie pokazał tego po sobie, ale bał się odpowiedzi. Był w końcu śmierciożercą i to piętno nawet po tylu latach odbijało się na jego rodzinie. Faktem było, że nie krył Mrocznego Znaku tak jak robiła to większość popleczników Czarnego Pana, co wcale nie ułatwiało sprawy.
- Nie o to chodzi...po prostu... - nastolatek zmieszał się - no powiedz, czy byłbyś zadowolony gdyby dziadek zaczął nagle być twoim nauczycielem?
- Pochlebiam sobie myśląc, że nasze relacje są inne niż moje z ojcem.
- Zrozum. Odkąd Okularnik się zakochał nie mam już żadnej konkurencji w tej szkole i wszystkie dziewczyny będą lgnęły do mnie jak pszczoły do miodu.
- Świetnie, ale co ja mam z tym wspólnego? - Draco uśmiechnął się z pobłażaniem.
- Zrobisz mi konkurencję, no i dla wielu stanę się synem profesora Malfoy'a, tego ciacha od eliksirów.
Malfoy zakrztusił się pitym alkoholem i spojrzał zaskoczony na syna. Widząc jego poważną minę roześmiał się szczerze.
- Będziesz świetnym prawnikiem, prawie ci uwierzyłem.
- Ja nie żartuję tato! - wyglądał na szczerze zmartwionego i zażenowanego swoim oświadczeniem.
- Rozumiem, ale posłuchaj teraz mnie. Nie robiłem tytułu Mistrza Eliksirów dla zabawy, odkąd Severus nauczył mnie ważyć pierwszy eliksir wiedziałem, że chcę się tym zająć.
- Nauczaniem?
- Badaniami naukowymi. Nauka nastolatków z burzą hormonów to będzie tylko uciążliwy dodatek. Dzięki pracy w Hogwarcie będę miał możliwość całkowitego skupienia się na poszerzaniu wiedzy i doskonalenia umiejętności. Powinienem się zająć tym już lata temu, ale były inne priorytety.
- Jakie? - Scorpius wydawał się być szczerze zaskoczony.
- Musiałem skończyć prawo. Było niezbędne do tego by nie dać nas ograbić Ministerstwu z rodowego majątku, a kiedy przyszedłeś na świat postanowiłem stworzyć najlepszą kancelarię byś ty miał zabezpieczenie. Teraz nie mam żadnych osobistych zobowiązań trzymających mnie w Londynie. Dodatkowo jestem przekonany, że masz zabezpieczenie materialne do końca życia i Ministerstwo w żaden sposób nie jest w stanie odebrać nam majątku. Zamierzam więc wreszcie zająć się tym na czym mi zależy. Nie sądzisz, że mam do tego prawo? - upił duży łyk whisky.
Nie znosił się tak otwierać. Uważał jednak, że jego syn zasługuje na szczerość i zaufanie.
Chłopak wstał i ruszył w kierunku drzwi. Draco oparł łokcie na kolanach i zamknął oczy, chciał tam pracować, ale nie mógł sobie wyobrazić tego by zrobić coś kosztem jego dobrej relacji z synem. Zaskoczony wyprostował się kiedy poczuł lekkie klepnięcie po ramieniu.
- Będziesz miał przerąbane tato. Obraz dyrektora Snape'a uwielbia krytykować i krzyczeć na nauczycieli, a wisi tuż za biurkiem w klasie eliksirów - uśmiechnął się szeroko do ojca, który dopiero po uldze jaką poczuł zorientował się, jak bardzo był przez całą rozmowę spięty.

~*~

Poprawił krawat i zerknął na zegarek, jeśli jej zwyczaje się nie zmieniły powinna być tu za niecałe pół minuty. Uśmiechnął się do siebie lekko słysząc pukanie do drzwi.
- Wejść.
- Przyszła Hermiona Weasley, mówi, że pan prezes jej oczekuje.
- Zaproś panią do środka i przynieś nam kawę, jedną z mlekiem i łyżeczką cukru - odparł, siląc się na obojętny ton, ale każdy nerw jego ciała zacisnął się boleśnie. Jego asystentka uniosła zdziwiona brwi, nigdy jeszcze prezes nie wpuścił nikogo bez czekania co najmniej pięciu minut w holu. Oczywiście poza Scorpiusem, który wpadał do gabinetu ojca bez najmniejszego skrępowania kiedy tylko miał na to ochotę. Gdyby ktoś chciał znać jej zdanie to powiedziałaby, że chłopak jest rozpuszczony jak dziadowski bicz. Prezes jednak nie życzył sobie słuchać jej uwag w tym temacie.
- Oczywiście. Pan Malfoy panią prosi - wpuściła do środka kobietę i wyszła zamykając za sobą bezszelestnie drzwi.

~*~
czytasz? skomentuj; piszę dla Ciebie i potrzebuję Twojej opinii
~*~
zapraszam na moje dwa inne blogi, adresy znajdziecie w linkach; tematyka to tzw. sevmione i dramione
~*~
betowała petite102
~*~
pozdrawiam
atramaj